czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 3

Rozdział 3
-Fatum-
Siedziałam w swoim biurze. Było przestronne i dość oryginalne. Nie wiem jak inaczej nazwać to, że wszędzie tu znajdowała się broń. Te narzędzia odebrały wiele żyć… Przebywanie tu zawsze sprowadzało mnie do takich samych przemyśleń, a mianowicie czy istnieje dusza? Czy mordercy ją mają? Czy… my ją mamy? Mimo mojej pracy wierzę, że nie robimy nic złego… Staram się pokierować moimi pracownikami jak najlepiej. Nie chciałabym żeby stracili szanse na szczęście. Jestem świadoma tego, że nikt z nas nie wie kiedy zginie, dlatego chciałabym aby w chwili śmierci niczego nie żałowali… Może nigdy tego nie pokazałam, ale nie lubię patrzeć na cierpienie ludzi, oraz zbyt szybko się do nich przywiązuje… Przez to przejęcie organizacji było dla mnie wielkim przeżyciem, miałam zaledwie 15 lat… Wtedy pomógł mi Dante, był w moim wieku, ale pracował dla mojego ojca już od roku. Od tej pory stał się moim przyjacielem, ufałam mu, zawsze mogłam na niego liczyć i powierzyć mu najtrudniejsze zadania. Podobnie było z Zero.On w przeciwności do Dante zawsze był przybity. Nienawidził samego siebie, za to kim się stał. Tylko z tego powodu do nas dołączył, chciał odpokutować swoje winy… Oddałabym za nich wszystkich życie i jestem pewna tylko jednej rzeczy… kiedyś się tak na pewno stanie. Nawet mi to odpowiada. Jeśli oni będą mieli szanse na przeżycie będę szczęśliwa.-na tą myśl uśmiechnęłam się pod nosem.
-No trudno trzeba wziąć się do roboty!- powiedziałam sama do siebie trochę rozleniwionym głosem. Zaczęłam przeglądać raporty. Straciliśmy dwóch pracowników.
-Cholera!- krzyknęłam uderzając ręką w stół. Nie powinnam wysyłać zwykłych ludzi do walki z tak groźnymi, ale jaki mam wybór? Mam zbyt mało „ specjalnie uzdolnionych” osób…-pomyślałam.
-Panienko, wykryto coś dziwnego na obrzeżach Londynu.- odezwał się Sebastian, przynajmniej ja tak nazwałam stworzone przez mnie oprogramowanie.
-Pokarz mi dokładną lokalizacje.-wydałam rozkaz, a przede mną pojawiło się coś wyglądającego jak trój wymiarowy hologram miasta.-Powiększ obraz!- nakazałam, a on posłusznie wykonał polecenie. Zobaczyłam dwie dziewczyny, znajdujące się , może nie świadomie, ale w dość małej odległości.
-Powiększ obraz!- nakazałam, a on posłusznie wykonał polecenie. Zobaczyłam dwie dziewczyny, znajdujące się , może nie świadomie, ale w dość małej odległości od siebie. Niemożliwe! Jestem pewna, że zaczął się u nich proces przebudzenia! Aż dwie na raz? Muszę to sprawdzić… Nie wierzę, że tylko ja to zauważyłam. Muszę komuś zlecić śledzenie ich. To nie powinno być niebezpieczne, więc wyśle…-Sprowadź Lokiego i Sue, dobrze Sebastianie?- zapytałam
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem panienko…-odpowiedział jak zwykle. Po kilku minutach drzwi otworzyła niska blondynka o fiołkowych oczach, była widocznie zdenerwowana. Za nią wszedł dwumetrowy barczysty mężczyzna o szarych włosach i niebieskich oczach ukrytych pod okularami. Oboje ubrania byli w mundury. Loki miał czarną koszule oraz spodnie i marynarkę tego samego koloru. Dla kontrastu miał założony biały krawat.
Sue była ubrana niemal tak samo z jedną małą różnicą, zamiast spodni miała czarną przylegającą spódnice do kolan.
-Tak pani?- zapytała lekko speszona
-Loki, Sue co powiecie na misję?- zapytałam z wielkim uśmiechem na twarzy
-Bardzo chętnie…-Odpowiedział jak zwykle uśmiechnięty Loki. Cóż, można mu pozazdrościć optymizmu. Jest ranny uśmiecha się. Przed chwilą omal nie zginął- uśmiecha się. Ktoś się na niego drze z wielką pasją- a on nadal się uśmiecha. Czasami to zaczyna być irytujące i dziwne, ale lepsze to niż być wiecznie smutnym i widzieć tylko czarne scenariusze… -Skoro tak odnajdziecie te dziewczyny i będziecie ich pilnować, w razie problemu przyprowadźcie je do mnie… Zrozumiano?- zapytałam już bardziej oficjalnie pokazując im hologramy dziewczyn.-Tak, sir!- odpowiedział i zasalutował mi
-To dobrze a teraz idźcie… I pamiętajcie, macie na siebie uważać!- powiedziałam grożąc im palcem
-Dobrze panienko…-powiedziała nieśmiało Sue przypominając mi o swojej obecności. Wyszli zostawiając mnie w biurze samą. Ja też muszę się czymś zająć!- pomyślałam wstając z fotela.
*** *** ***
Szłam po krętych korytarzach ciągnących się dokładnie pod ¼ miasta. Znajdowało się tu kilka wyjść, wszystkie były z zewnątrz nie do wykrycia. Mój ojciec prowadził Biuro Detektywistyczne, co prawda była to tylko przykrywka dla naszej rodzinnej działalności, ale ukryte tam było jedno z częściej używanych wyjść. Część moich podwładnych była oficjalnie zatrudniona tam, a dla pozorów przyjmowaliśmy zlecenia i często współpracowaliśmy z policją. Kiedyś GAA również zdarzyło się z nimi współpracować, ale taka sytuacja zaszła tylko raz. Wtedy wróg był potężny, więc mój dziadek, który wówczas rządził firmą nie miał większego wyboru. Jestem pewna, że teraz nie będzie takiej potrzeby, jesteśmy silniejsi i mamy najnowocześniejszą broń, część to moje wynalazki… Nagle dostrzegłam właz, szybko otworzyłam go i po chwili byłam już w dobrze oświetlonym pokoju o beżowych ścianach i licznych obrazach przedstawiających przeróżne pejzaże. Panowała tu radosna atmosfera, za moimi drzwiami słyszałam gwar rozmów. Gwałtownie je otworzyłam i weszłam do pomieszczenia. -Wychodzę.- rzuciłam nawet nie patrząc na osoby mające dyżur w biurze. Po chwili byłam już przed budynkiem. Był tutaj plac zabaw. Kiedyś chodziłam tu z tatą i bawiliśmy się cały dzień, ale mój ojciec zginął, a plac teraz jest opustoszały. To smutne patrzeć na coś co było ci tak bliskie wiedząc, że dawne czasy już nigdy nie wrócą… Mniejsza z tym nie można żyć przeszłością, bo teraźniejszość straci cały urok i sens.
-A gdzie cześć, dawno was nie widziałam?- usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos. To był Dante.
-Nie mam czasu, żegnajcie!- odwróciłam się i im pomachałam, po czym jak najszybciej wyszłam. Spojrzałam na niebo, zaczęło się ściemniać. Czas wracać do domu. Droga do mojego kąta na ziemi prowadziła przez las. Nie jestem odludkiem, ale wolałam zostać w mieszkaniu w którym się wychowałam. Zrobiło się już całkiem ciemno, niebo pokryło się błyszczącymi gwiazdami. Gwiazdy wskazują nam drogę, którą powinniśmy iść, ten który nie widzi ich blasku zginie, tak przynajmniej mówił mój ojciec. Zorientowałam się, że od dłuższego czasu stoję w miejscu. Rozejrzałam dookoła. Nocą ten las był piękny. Na korony drzew padało delikatne światło, a w kałużach znajdujących się w nie wielkich odstępach odbijała się tafla księżyca. Liście, które leżały na ziemi teraz wirowały w powietrzu. Drzewa szumiały trochę złowieszczo a sowa pohukująca co jakiś czas dodawała temu wszystkiemu uroku… Po chwili stałam już pod swoim domem.

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 2

Rozdział napisany przez Wiktorię wiem, że nieco krótki, ale mam nadzieję, że spodoba wam się kochani!! A i czy mogę prosić o przekazywanie innym, że istnieje ten blog?? Będę wdzięczna!! A i Michalina pisze parodię naszej historii na Wielkanoc, a mianowicie "GAA w Krainie Czarów" xDD :*


Rozdział 2

~~Yuuki~~


Dziś poniedziałek, po raz pierwszy od bardzo dawna wstałam na czas, a rzadko mi się to zdarza. Do szkoły dojeżdżam własnym samochodem, który dostałam od mamy na ostatnie urodziny. Ale musiałam jej obiecać, że zrobię prawo jazdy w wieku 16 lat. Gdy dojechałam na parking, przy moim miejscu ktoś stał. To Susanne, moja najlepsza przyjaciółka od dziecka. Była miła, szalona i bardzo delikatna. Jej włosy były koloru czarnego jak węgiel, zaplątane w warkocz sięgający do pasa. Miała smukłą sylwetkę świetnie pasującą do jej małej i trochę dziecinnej twarzy. Gdy mnie zobaczyła szybko na jej twarzy zabłysł uśmiech. Ledwo zdążyłam postawić jedną nogę na parkingu, a ona już się na nie rzuciła i mocno do siebie przytuliła.
- Jak miło cię widzieć, Yuuki. – wykrzyczała na cały głos z uśmiechem od ucha do ucha.
- Ja też się cieszę, że cię widzę. – odwzajemniłam uśmiech.
- Co porabiałaś w ten weekend? – szybko rzuciła pytanie jakby na coś liczyła.
- Byłam w moim rodzinny domu w Chinach – zdziwiona spojrzałam na nią.
- Czyli nie byłaś na zupkach? – odezwała się. – No wiesz, miała nadzieję, że pójdziemy razem w ten weekend.
- Dobrze, pasuje ci w sobotę, po południu? – zapytałam.
- Pasuje! – wykrzyczała.
Ruszyłyśmy w stronę budynku szkolnego. Podeszłyśmy pod sale od biologii i nagle zadzwonił dzwonek na lekcję. Zajęłyśmy miejsca, oczywiście ja siedziałam z Susanne. Po lekcjach pojechałam prosto do domu. Aktualnie mieszkam z ciocia Jane i młodsza siostrą Lily. Mama z nami nie mieszka, ponieważ jest bardzo zajęta swoją pracą. Jest bardzo znanym adwokatem w całym Londynie i jeździ z miasta do miasta. Natomiast mój tata zginął trzy lata po moich narodzinach. Wszyscy mówili, że miał wypadek samochodowy, ale ja w to nie wierzę. To było coś poważniejszego, ja się trzymam wersji, że ktoś za tym stoi. Dlatego obiecałam sobie, że dorwę tę osobę i się zemszczę. Dlatego zapisałam się na aikido i ninjutsu. Mieszkam w wielkiej willi z basenem. Mam też własny ogród, w którym spędzam większość czasu. Tylko tam mogę się uspokoić i zrelaksować. W samym centrum ogrodu znajduje się fontanna, a wokół niej rosną wysokie krzaki tworząc labirynt, z którego tylko ja potrafię wyjść. Gdzieniegdzie rosną różne, pięknie pachnące kwiaty typu róże, czy orchidee. Gdy weszłam do domu od razu pobiegła do swojego pokoju. Stanęłam przy drzwiach i zauważyła Lily jak grzebie w moich rzeczach.
- Lily, czego szukasz? – zapytałam trochę zirytowana.
- Masz może trochę brokatu, muszę zrobić pracę plastyczną do szkoły. – uśmiechnęła się.
- Jest w którejś z szuflad w biurku. – odwzajemniłam uśmiech.
- Znalazłam! – wykrzyczała. – Dziękuję.
Lily wyszła w podskokach z mojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Moj pokuj był bardzo przestronny, ściany były koloru błękitnego, a na jednej ścianie miałam fototapetę z Marilyn Monroe. Podłoga była obłożona miękkim dywanem, który pieścił ciało za każdym razem kiedy sie go dotknęło. Naprzeciwko lóżka był mały pokoik, no w sumie nie taki mały. To była moja garderoba połączona z moja osobista łazienka. Przy oknie miałam biurko z rożnymi pierdołami i książkami do szkoły. Gdy na nie spojrzałam mój wzrok przykuł mały kuferek z dwoma skrzyżowanymi ostrzami. Zastanawiałam sie skąd to sie tu wzięło i kto mógł go tu zostawić. Nie wytrzymałam, otworzyłam kuferek, a w środku leżała zwinięta kartka zawiązana śliczną, czerwoną wstążeczka. Gdy rozwinęłam kartkę zobaczyłam ładnie napisane zdanie - "Strzeż się Cave ne Africanus, to one zwiodą cię na złą ścieżkę". Zaczęłam sie zastanawiać, czy ktoś nie robi ze mnie żartów. Schowałam z powrotem kartkę do kuferka i odłożyłam na półkę. Nagle przez otwarte okno wleciał czarny kruk i usiadł na obręczy mojego lóżka. Zaczął sie mi badawczo przyglądać, przynajmniej tak mi sie wydawało. Podeszłam do niego z wyciągniętą prawą dłonią i pogłaskałam po szyjce. Nagle nastroszył pióra i wyleciał z powrotem przez okno, jakby cos kazał mu uciekać. Zdziwiona padłam na łóżko i utonęłam w marzeniach. Nagle wyrwało mnie pukanie do drzwi. Na holu, przed moimi drzwiami stała nasza gosposia, która była najmilsza osoba w tym wielkim domu. Przyszła poinformować mnie, że kolacja jest gotowa. Otworzyłam drzwi, zeszłam po schodach na parter i skręciłam w prawo, gdzie znajdowała się jadalnia. Ściany były koloru jasno beżowego, a na środku pokoju znajdował się wielki stół. Ja z siostrą usiadłyśmy po prawej stronie stołu, natomiast ciocia Jane usiadła na przeciwko mnie. Gdy skończyłam posiłek udałam się z powrotem do swojego pokoju. Podeszłam do lustra, aby się przejrzeć i zauważyłam wielką czarną pumę. Powoli zbliżyłam rękę do lustra, aby go dotknąć i stworzenie rozpłynęło się. Stwierdziłam, że muszę być bardzo zmęczona, skoro mam takie zwidy. Więc nie zwlekając chwili dłużej, położyłam się do łóżka i natychmiast zamknęłam powieki zapadając w głęboki sen.

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 1

No to lecimy z pierwszym rozdziałem!! Na początku nic, a nic się nie dzieje no, ale pozory mylą, prawdaż?? Obiecuję, a raczej obiecujemy o tym, iż historia będzie ciekawa i mam nadzieję, że wam się spodoba, buziaki!! :**


Rozdział 1 

~~Alex~~

Siedziałam oparta o ścianę. Byłam wpatrzona w przestrzeń, głuchą przestrzeń. Nasłuchiwałam wszystkich odgłosów. Na korytarzu było potwornie cicho. Nikogo prócz mnie jeszcze nie było, więc to rozumiałam, lecz także po chwili zgasły wszystkie światła.
Nastała ciemność, choć wiedziałam, że zapewne gdzieś w okolicy okien jest jaśniej, ale ja nie miałam nawet zamiaru gdziekolwiek iść. Myślałam tylko o tym, że jestem ofiarą losu.
Na każdym kroku spotykam twarze, które patrzą na mnie z wrogością. Spoglądają na mnie spode łba nie wiedząc, że taka istota jak ja też ma uczucia. Myślą, iż są najlepsi. Sądzą, że mają prawo rządzić innymi, lecz ja się im sprzeciwiam. Gdy ktokolwiek mi rozkazuje ignoruję to, zawsze po tym dostaję od nich nauczkę. Jestem dla nich pomiotem, zabawką, której uczuciami można się bawić, a potem wyrzucić ją w kąt bezbronną i okaleczoną, z wyrwą w sercu. Tak się czuję, ludzie tego nie widzą bo spostrzegają to co chcą spostrzegać, a nie spotykają na swych oczach innych, którzy cierpią. W ich życiu istnieje tylko radość z robienia komuś krzywdy, radość za czyjąś rozpacz, radość za wszelki smutek. Oni są jak zimne kamienie, twarde i nie do pokonania. Przy nich jesteśmy szmacianymi lalkami do kopania i przezywania. W ich oczach jesteśmy nikim. Całe moje życie było jak jakiś kiepski film, w którym zwykła dziewczyna ma cały świat do przejścia i zniszczenia tego co robi jej krzywdę, lecz gdy postawi zły krok to bum i stajesz się samotnikiem, boisz się świata, boisz się ludzi. Tracisz to co kochałeś, tracisz to co dla ciebie najważniejsze.
W moim życiu wszystko działo się nie po kolei. Matka umarła, gdy miałam sześć lat, ojciec zostawił mnie babci, a babcia odeszła parę miesięcy po. Od tamtej pory jestem sama, sama niczym palec. Nikt mnie nie przytuli, nikt mnie nie kocha, a po pierwsze nie wspomoże w lekcjach, czy sprawach uczuciowych. Nie znam ciepła rodzinnego domu, czy zapachu maminych perfum. To wszystko mi odebrano. Czemu to akurat przydarzyło się mnie? - często pytam się siebie. Nie znam na to odpowiedzi. Teraz mieszkam u jednej ciotki, a mianowicie Eleonory, która jest bardzo zamożna, lecz u niej nie czuję się bezpiecznie. Ciocia rzadko kiedy bywa w domu, więc żyję sama w jej wielkiej posiadłości. Ta kobieta tygodniowo daje mi bardzo dużo pieniędzy na ubrania, jedzenie, kosmetyki ogólnie na wszystko co mi potrzebne, ale co mi dają pieniądze? Miłość? Nie, ona tylko robi wszystko abym była szczęśliwa, ale niestety nie udaje się jej to...
Raptem na korytarzu zapaliło się światło. Przed moimi oczami widziałam różnokolorowe smugi po szoku, który doznał mój zmysł. Teraz panowała tu jasność. Zamknęłam oczy i cicho westchnęłam. Nie czułam nic prócz tęsknoty, tęsknoty za rodziną, prawdziwą rodziną.
Marzyłam żeby przyszła już Patricia, która była moją przyjaciółką i wiecznie mnie wspierała. Mówiłam jej wszystko, a ona mi, choć czasem stawała się potwornie tajemnicza i widziałam, że nie ma ochoty aby wyjawiać jakiś wątek. Nigdy nie naciskałam na nią, a nawet nie miałam zamiaru, ponieważ wiedziałam, że będzie się źle czuła, gdy zapytam o coś o czym nie powinnam wiedzieć.
Usłyszałam jakieś kroki dobiegające z lewej. Podniosłam szybko powieki i spojrzałam się w tamtą stronę. Ujrzałam tam moją małą, blond - włosą przyjaciółkę, której błękitne oczy iskrzyły się zafascynowane. Pati była chudą piętnastolatką, na którą jak się spojrzy to się pomyśli, że anorektyczka, lecz ona nią nie jest. Ta dziewczyna dzień w dzień wżera słodycze i kanapki! Nikt kto o tym wie zbytnio w to nie wierzy, lecz ja tak bo widziałam jak ona to robi. Pozory mylą. Proste włosy dosięgały jej do ramion. Dziś miała na sobie mundurek szkolny, który zawierał granatową spódniczkę do kolan, białą koszulę, jasne podkolanówki i czarne lakierki, a na szyi zawiesiła wisiorek przyjaźni ze smokiem. Ja też taki miałam. Mundurków szkolnych było parę kroi, a każdy z nich inny i na każdy dzień w tygodniu, ale tylko w piątek było można przyjść ubranym w swobodne ciuchy.
Patricia rzuciła torbę obok mnie i padła na podłogę sapiąc. Spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy. Ona zawsze była taka zadowolona z życia i dumna z tego, że jest jaka jest. Za tą ją uwielbiam. Pewna siebie, szalona, zabawna, przyjazna i aż za bardzo odważna. Czasami zachowuje się jak ninja co pewne ma przez naukę karate i aikido.
- Cześć, Alex. Czyżby znowu rozmyślasz o przykrych sprawach? - spytała mnie wesołym tonem.
Patrzyłam jej w oczy. Ona zawsze wiedziała, że coś jest nie tak i rozumiała to.
- A jak myślisz? - odpowiedziałam pytaniem. - O niczym innym nie potrafię myśleć, ponieważ ciągle napotykam na swojej drodze to czego nie pragnę.
Pati zmrużyła oczy i raptownie wybuchła śmiechem. W tym śmiechu była krztyna goryczy. No cóż moją przyjaciółkę śmieszyło wszystko o czym mówiłam, ponieważ właśnie w taki sposób przekazywała, że mnie rozumie. Przemieniała słabość w żart. Czasami sądzę, iż moja bratnia dusza nią nie jest i że strasznie się różnimy, a nawet zbyt bardzo. Jesteśmy jak dwie krople wody, lecz inne. Tak już jest i tak będzie do końca. Wiem, że to jest dziwne i niezrozumiałe, że się rozumiemy i szanujemy nawzajem. Czasem wydawało się to grą w oczach innych, ale my wiemy o co chodzi.
- Myślę, iż moja zrozpaczona przyjaciółka powinna pójść na miasto i porozmawiać z ludźmi! Alex ty - wskazała na mnie palcem. - musisz się uśmiechać! Wiesz, że uśmiech i śmiech równa się dłuższe życie? Wiesz?! Jeśli tak to korzystaj z tego!
Pokręciłam przecząco głową. Nie chciałam się uśmiechać, śmiać i żyć długo bo na co mi to? Lepsza byłaby śmierć, a potem drugie życie, które zapewne byłoby tysiąc razy lepsze od tego, które trwa teraz.
Moja przyjaciółka mówiła coś jeszcze, ale ja byłam wptrzona tylko w sufit. Moje myśli były puste, aż w nich szumiało. Przetwarzałam sobie wszystko co w moim życiu się wydarzyło, co było piękne, a co niczym diabelskie wrota. Na mojej twarzy od dawna nie zagościł uśmiech powiem, iż zapomniałam o tym jak się go stwarza i jakimi mięśniami trzeba się posłużyć.
Jestem tylko strzępkiem człowieka.
Moje serce wali niczym młot, gdy rozmawiam z kimś nieznajomym. Delikatna, zbyt delikatna i potargana przez życie. Ni piękna, ni brzydka. Zwyczajna, lecz inna. Samotna i smutna oraz gorzka jak zielona herbata, ale zdorwa umysłowo. W każdy dzień i każdą noc zbyt wiele wylewam łez, za wiele myślę o przeszłości. Tylko czemu taka jestem? Tylko czemu mój świat stoi do góry nogami od tylu lat? Już nie wierzę w to, że mój los może się zmienić. Nie ufam temu co będzie jutro.
Na korytarzu było już sporo uczniów, a po chwili rozległ się donośny dźwięk dzwonka szkolnego. W uszach słyszałam rozmowy moich kolegów i koleżanek z klasy. Spojrzałam na nich tylko ulotnie i podniosłam się z podłogi. Patricia rozmawiała z jakąś dziewczyną, której kręcone włosy okalały miłą twarzyczkę. Nie znałam jej. Wzrok towarzyszki mojej przyjaciółki padł na mnie. Osóbka uśmiechnęła się łagodnie, a jej oczy zaczęły iskrzyć pogodnie. Widać było, iż ta dziewczyna jest miła i towarzyska, lecz w jej twarzy było coś tajemniczego i ostrzegawczego. Nie podobało mi się to. Pati odwróciła się i podążyła w moją stronę wraz z koleżanką.
- Chciałam ci przedstawić moją partnerkę karate, Madeline. Alex to Madeline, Madeline to Alex - przedstawiła nam sobie.
Madeline podała mi rękę. Chwyciłam ją. Była zimna niczym lód, a jej skóra nieprzyjemnie ocierała się o moją. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i wyjęła dłoń z mojej. Zarzuciła włosami do tyłu i powiedziała coś na ucho mojej przyjaciółce, która pokiwała prawie niewidocznie. Po chwili nowo przybyła odeszła od nas. Spojrzałam na Patricię z wyrazem szacunku. Coś tu nie grało.
Potem zaczęły się lekcje, które jak zawsze były nudne i ja jak to ja prawie zasypiałam, choć bardzo zmuszałam się do tego aby być trzeźwa umysłowo. Co jakiś czas nauczyciel pytał się mnie o coś, a ja odpowiadałam na to szybko i dobrze. Nie wiem czemu, ale po każdej lekcji do mojego mózgu wpływały wszystkie ważne informacje, które padły podczas tych czterdziestu pięciu minut. Pamiętałam każdy szczegół nawet najmniejszy! To było tak jakbym miała fotograficzną pamięć. Nauczyciele sądzili, iż nawet nie muszę słuchać, gdy coś mówią ja muszę tylko słuchać, ponieważ jednym uchem wlatuje i pozostaje tam, na zawsze. Po pięciu godzinach w szkole wraz z Patricią szybko wyparowałyśmy z budynku i poszłyśmy do domu.
Weszłam do swojego pokoju. Był mały, ale zawsze panował w nim ład i porządek. Moja ciotka zawsze starała się zapewnić mi wszystko, ale mimo to nie panował tam przepych. Był raczej... skromny. Pokój powinien być naszym kontem na ziemi, naszym azylem, ale ja za swoim zbytnio nie przepadałam. Fioletowe ściany przytłaczały mnie i definitywnie stwarzały pozory, że pokój jest jeszcze mniejszy. Moja przyjaciółka co prawda twierdziła, że jest tu przytulnie, ale ja czułam się, jakbym była zamknięta w katakumbach. Często, wręcz uciekałam z niego na taras. On był piękny... Barierki były porośnięte dzikim bluszczem, gdzieniegdzie były widoczne herbaciane róże. Ich zapach uspokajał mnie, dawał mi ukojenie. Z mojego prywatnego Tajemniczego Ogrodu rozchodził się widok na pobliski park. Było to przeciwieństwo, mojego ciasnego, ciemnego pokoju. Tu było jasno i ciepło. Za każdym razem kiedy tu jestem mam wrażenie, że promienie słońca muskają mnie delikatnie a szumiące drzewa szepczą moje imię, tam jestem niczym wolny ptak... Niestety zawsze muszę wrócić do klatki... - z tą myślą rzuciłam się na łóżko. Kątem oka zerknęłam na biurko znajdujące się naprzeciw mnie... leżało tam coś, co na pewno nie było moje.
Zainteresowana wstałam i szybko podeszłam do dziwnego przedmiotu.
Był to raczej ozdobny kuferek, sprawiający wrażenie bardzo starego. Na wieczku znajdowała się płaskorzeźba dwóch skrzyżowanych ze sobą ostrzy całość tworzyła dość dziwną kompozycję. Zniecierpliwiona szybko otworzyłam pudełko... W środku znajdowała się mała, ozdobna karteczka zwinięta w rulonik, owinięta czerwoną wstążeczką. Rozwinęłam go. Na płótnie było zapisane pięknym pismem parę słów, a mianowicie: "Strzeż się Cave ne Africanus, to one zwiodą cię na złą ścieżkę". Pomyślałam, że zapewne ktoś robi sobie ze mnie żarty, więc schowałam karteczkę i wyszłam na taras. Oparłam się o framugę i zaczęłam patrzeć w niebo, na którym kłębiły się burzowe chmury. Jeżeli te ostrzeżenie nie jest podłym psikusem to nie obchodzi mnie czego mam się bać i uciekać od tego. Nie rozumiem znaczenia tych słów. Nie rozumiem. Jedno jest ciekawe - kto mi to podstawił? Najpierw winowajca musiałby wejść na teren posiadłości, a przede wszystkim znać kod, który trzeba było wpisać aby wejść. Nikt prócz mnie i ciotki go nie znał, a gdy ktoś nieproszony wkraczał tutaj zawsze włączał się alarm, więc to nie mógł być ktoś z zewnątrz. Ktoś musiałby przełamać kod albo znaleźć sposób jak dostać się tu inaczej lub wrzucić, ale tak idealnie podrzucony przedmiot by nie wylądował, a po drugie rozpadłby się. Jeszcze jedno mnie zastanawia - herb - dwa skrzyżowane ostrza, które przypominały mi filmy, w których zabijano masowo ludzi. Czy to zły znak?
Raptem nad moją głową przeleciał kruk, którego skrzydła błyszczały się czernią. Ptak przysiadł na barierce i zaczął mi się przyglądać lekko przekrzywiając łepek. Wydał z siebie skrzeczący dźwięk i po chwili wzleciał się w powietrze i ze świstem zasiadł na moim ramieniu. To było dość dziwne. Dziki ptak, który właśnie usiadł sobie na mnie. Jego pazury wczepiły się w moją białą koszulę. Zwierzę wtuliło swoją małą główkę w moje włosy. Jakby był wychowany przez człowieka. Taki przyjazny. Pogładziłam go dłonią na co on tylko zadowolony wyciągnął szyję aby podrapać go tam. Ta mała istotka wleciała do mnie do pokoju przez uchylone drzwi. Kruk zasiadł na lampie i patrzył się na mnie swymi mrocznymi oczkami, które iskrzyły się. Raptownie zrobiłam się senna, więc postanowiłam się przespać zostawiając czarnego ptaka w spokoju i tak zrobiłam. 

niedziela, 10 marca 2013

Zero

Imię: Zero
Nazwisko: Kiryu
Pseudonim: -
Wiek: 19 lat (1269)
Charakter:  zabawny, troskliwy, czasem oschły, sadystyczny, odważny, silny, inteligętny
Broń: pistolet, kły (^^)
Postać: wampir
Historia:
Około tysiąca lat temu stał się wampirem. Może zaczniemy od początku... Zero urodził się w Rumunii. Jego rodzice byli jednymi z najlepszych łowców wampirów. Gdy miał 12 lat jego rodzice zostali zamordowani przez wampira. Zero postanowił pójść w ślady rodziców i został łowcą wampirów. Bardzo dużo trenował i gdy skończył 19 lat znalazł winowajcę. Chodź wygrał, w czasie walki został ugryziony przez wampira czystej krwi  i sam stał się wampirem. Nie wiedział co z sobą zrobić, aż w końcu dotarł do GAA. Ojciec Fatum zatrudnił go i pozwolił mieszkać w budynku. Teraz jest pracownikiem i przyjacielem Fatum.


Misa/Fatum

imię: Misa
nazwisko: Haideko
wiek: 19 lat
pseudonim: Fatum
Charakter: Na co dzień poważna i zimna, ale przy przyjaciołach ukazuje swoja dobrą stronę. Wbrew pozorom łatwo zdobyć jej zaufanie, co nie zawsze może się dla niej dobrze skończyć. Jest realistką. Nie lubi zabijać wrogów, chociaż często jest to konieczne. Pod maską bezwzględnej i okrutnej kryje się wrażliwa i sentymentalna osoba. Mimo wszystkich cech wskazujących na to, że czasami nie jest w stanie sprostać swojej pracy potrafi w ostateczności być bezwzględna i brutalna
Broń: Jej własne wynalazki oraz kosa.
postać: człowiek
Historia: Kiedy była mała zginął jej ojciec, prawdopodobnie było to morderstwo. Odziedziczyła GAA i stara się jak najlepiej sprostać zadaniu. Na początku pomógł jej Dante, którego jak się okazało adoptował jej dziadek.


Yuuki/Arsen

Imię: Yuuki
Nazwisko: Kanname
Pseudonim: Arsen
Wiek: 16
Charakter: miła, romantyczna, silna, despotyczna, uparta, optymistyczna, radosna, zadowolona z życia, uczuciowa, delikatna
Broń: Guan-dao, łuk, pistolety mechaniczne
Przemienia się w: puma
Historia:
Yuuki, trzy lata po narodzinach straciła ojca, w "wypadku". Przez parę lat mieszkała z mamą w swoim rodzinnym mieście, w Chinach. Teraz mieszka z ciocią Jane i młodszą siostrą Lily, a jej mama jest adwokatem i dużo podróżuje. Rozumie ją tylko jej najlepsza przyjaciółka Susann, którą zna od dziecka. 



Dante

Imię: nieznane
Nazwisko: nieznane
Pseudonim: Dante
Wiek: 19lat
Charakter: odważny, zwinny, waleczny, oschły, arogancki, wredny, agresywny, bezczelny, inteligentny, niecierpliwy, indywidualista, obojętny, realista, pewny siebie, szczery
 Przemienia się w: Panterę
Historia: nieznana
Broń: sztylety, pistolety, karabiny i wynalazki Fatum


Alex :)

Imię: Alex
Nazwisko: Petryonte
Pseudonim: Kira
Wiek: 15
Charakter: samotniczka, nieszczęśliwa, oschła, odważna, cierpliwa, czuła, delikatna, inteligentna, szczera, tolerancyjna, pesymistka
Przemienia się w: Białego Tygrysa
Historia:
Alex w wieku sześciu lat straciła matkę, potem jej ojciec odszedł i zostawił ją pod opieką babci, która po miesiącu odeszła z tego świata. Dziewczyna od tamtego czasu stała się ponura i tajemnicza, jej życie różni się od każdego innego życia, lecz nie mogę porównywać jej do innych. Piętnastolatka zawsze miała fotograficzną pamięć, zawsze świetnie się uczyła, choć co prawda nie musiała. Od dwunastego roku życia, od dnia, w którym zaczęto ją przezywać postanowiła zrobić coś potwornego, a mianowicie zabić się. Na szczęście nie udało jej się to, była zbyt słaba, a mogła podjąć tylko jeden krok. Ma przyjaciółkę Patricię, którą dziwi jej niesmak do życia. Pati zawsze próbowała ją pocieszyć, rozbawić, zbić ten smutek z twarzy, lecz jej działania na nic się nie zdały tylko się trudziła.
Broń: łuk, katana, karabin maszynowy xDD



Powitanie Wiktorii :P

Hejo, jestem Wiktoria i pomagam Oli w pisaniu tego bloga. xD Jestem osobą despotyczną (?) i umiem pomagać, kiedy chcę (przynajmniej tak mówi Micha). Ogólnie, jestem optymistką i mam poczucie humoru.
Jestem <hmm...> nierozgarnięta i szalona o.O i tak jak Micha uwielbiam wstawiać buźki ^^ Bardzo staramy się, aby nasza "historia" była ciekawa. Piszemy dzień w dzień w domu i w szkole na przerwach (ja czasami pisze też na lekcjach xD). Mam nadzieję, że nasze wysiłki nie pójdą na marne. Czytajcie blogaaa, to rozkaz!!!
Pozdrawiam xD

Przywitanie Michaliny O.o

Hej nazywam się Michalina.Przyjaciele nazywają mnie Micha. ^^ Będę pisała część rozdziałów i opisy,
bo Ola mi karze -,-'... Będziemy prowadzić tego bloga przez czas nieokreślony. Jestem wścibska (tak mówi Wika).Mam wspaniały śmiech oraz jestem nieco nie ogarniętym człowiekiem, ale tylko czasami >,<. Mam dość specyficzny charakter i jestem "trochę" dziwna ^^. Bardzo lubię mówić ludziom że spotka ich zemsta wiewiórek o.O i wiele innych ciekawych rzeczy... Niestety nie każdy dostrzega geniusz tych słów i część prawdopodobnie bierze mnie za wariatkę T.T *smuteczek* Mam nadzieję, że ten blog bardzo wam się spodoba chociaż wolałabym pisać parodię, więc myślę, że przeze mnie pojawią się jakieś śmieszne akcenty... Myślę, że pomysły Oli, Wiki i moje w połączeniu mogą stworzyć coś ...ciekawego ^^. Bardzo wczułam się w pisanie, zresztą podobnie jak dziewczyny... Więc bójcie się co by się działo gdyby to była prawda *w*. W każdym razie miłego czytania!!! <3
Ps. Komentujcie bloga bo was znajdę O.o

czwartek, 7 marca 2013

Słowniczek


Słowniczek :)



Inferus albatus - drużyna potępionych 
Gero aequitas aether - niosący sprawiedliwość z nieba
Cave ne africanus - dzikie koty

wtorek, 5 marca 2013

Powitani Oli i zapowiedź :*

Witajcie!!
Jestem Olka. Wraz ze mną tego bloga będzie prowadzić moja koleżanka Michalina oraz Wiktoria, których zadaniem jest pisanie opisów pomieszczeń, budynków itd. a także pisanie swoich rozdziałów, ponieważ dzielimy się (każda z innej perspektywy) do naszej powieści, którą planujemy napisać w trzech częściach. Michalina zajmuje się również rysowaniem naszych bohaterów. Dużo zwrotów, które będą w naszej historii są w łacinie, ponieważ Micha świetnie włada nim i specjalnie tłumaczy dla nas aby były unikalne. Powiem tak: ten blog jest jednym z wielu, których prowadzę, ponieważ to konto założyłam na potrzebę tego, iż tam nie mogłybyśmy istnieć pod tą nazwą, a przede wszystkim moje współpracowniczki mogłyby coś namieszać w innych blogach, tam istnieję pod nazwą Neverli zapewne ktoś zna taką użytkowniczkę, którą jest podziwiana za to że pisze aż tak dużo interesujących blogów z opowiadaniami, które zapierają dech w piersiach.

Zapowiedź naszej powieści:
Piętnastoletnia Alex ma życie jakiego nikt by nie chciał. Nastolatka straciła wszystko. Na jej twarzy od bardzo dawna nie widniał uśmiech, lecz pewnego dnia zły czar prysł, jej życie zmieniło się na zawsze. W jednym dniu dowiedziała się wiele o tym kim na prawdę jest i o jej udziale w tajnej organizacji GAA, gdzie ma zająć wysoki status przez swój gen, który daje jej przemianę w białego tygrysa. Na początku nie ma zbyt dobrych relacji ze swoimi współpracownikami, lecz gdy mija jakiś czas ma ich zaufanie i przyjaźń, choć niezbyt wielką. Ma swojego mentora, Dantego. W tym samym czasie, gdy Alex doznaje pierwszej niekontrolowanej przemiany starsza od niej o rok Yuuki także przechodzi ją. Yuuki jest dziewczyną, która zawsze miała przyjaciół i kochającą rodzinę, a plotkowanie o tym kogo nie zna było w jej manierze. Szesnastolatka jest Pumą, każdy ją lubi, każdy ją wielbi. Dziewczyny są różne jak Słońce i deszcz, nie potrafią ze sobą zamienić zdania. W między czasie zaczynają dziać się dziwne rzeczy: Yuuki została porwana, a dawny konflikt pomiędzy Fatum (ich szefowa) a pewną zgrają miejskich ninja znów wchodzi w grę, lecz coś czai się w ciemności, ktoś bacznie obserwuje Drużynę Potępionych, a między innymi Alex, której jest dane maczać w tej sprawie palce... Każdy dzień staje się inny... Każda godzina jest przesądzona... Drużyna Potępionych ma wielki problem... Przepowiednie głoszą, że gen Dzikiego Kota powoli przestaje istnieć... Ich pokolenie może być ostatnie...