czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 3

Rozdział 3
-Fatum-
Siedziałam w swoim biurze. Było przestronne i dość oryginalne. Nie wiem jak inaczej nazwać to, że wszędzie tu znajdowała się broń. Te narzędzia odebrały wiele żyć… Przebywanie tu zawsze sprowadzało mnie do takich samych przemyśleń, a mianowicie czy istnieje dusza? Czy mordercy ją mają? Czy… my ją mamy? Mimo mojej pracy wierzę, że nie robimy nic złego… Staram się pokierować moimi pracownikami jak najlepiej. Nie chciałabym żeby stracili szanse na szczęście. Jestem świadoma tego, że nikt z nas nie wie kiedy zginie, dlatego chciałabym aby w chwili śmierci niczego nie żałowali… Może nigdy tego nie pokazałam, ale nie lubię patrzeć na cierpienie ludzi, oraz zbyt szybko się do nich przywiązuje… Przez to przejęcie organizacji było dla mnie wielkim przeżyciem, miałam zaledwie 15 lat… Wtedy pomógł mi Dante, był w moim wieku, ale pracował dla mojego ojca już od roku. Od tej pory stał się moim przyjacielem, ufałam mu, zawsze mogłam na niego liczyć i powierzyć mu najtrudniejsze zadania. Podobnie było z Zero.On w przeciwności do Dante zawsze był przybity. Nienawidził samego siebie, za to kim się stał. Tylko z tego powodu do nas dołączył, chciał odpokutować swoje winy… Oddałabym za nich wszystkich życie i jestem pewna tylko jednej rzeczy… kiedyś się tak na pewno stanie. Nawet mi to odpowiada. Jeśli oni będą mieli szanse na przeżycie będę szczęśliwa.-na tą myśl uśmiechnęłam się pod nosem.
-No trudno trzeba wziąć się do roboty!- powiedziałam sama do siebie trochę rozleniwionym głosem. Zaczęłam przeglądać raporty. Straciliśmy dwóch pracowników.
-Cholera!- krzyknęłam uderzając ręką w stół. Nie powinnam wysyłać zwykłych ludzi do walki z tak groźnymi, ale jaki mam wybór? Mam zbyt mało „ specjalnie uzdolnionych” osób…-pomyślałam.
-Panienko, wykryto coś dziwnego na obrzeżach Londynu.- odezwał się Sebastian, przynajmniej ja tak nazwałam stworzone przez mnie oprogramowanie.
-Pokarz mi dokładną lokalizacje.-wydałam rozkaz, a przede mną pojawiło się coś wyglądającego jak trój wymiarowy hologram miasta.-Powiększ obraz!- nakazałam, a on posłusznie wykonał polecenie. Zobaczyłam dwie dziewczyny, znajdujące się , może nie świadomie, ale w dość małej odległości.
-Powiększ obraz!- nakazałam, a on posłusznie wykonał polecenie. Zobaczyłam dwie dziewczyny, znajdujące się , może nie świadomie, ale w dość małej odległości od siebie. Niemożliwe! Jestem pewna, że zaczął się u nich proces przebudzenia! Aż dwie na raz? Muszę to sprawdzić… Nie wierzę, że tylko ja to zauważyłam. Muszę komuś zlecić śledzenie ich. To nie powinno być niebezpieczne, więc wyśle…-Sprowadź Lokiego i Sue, dobrze Sebastianie?- zapytałam
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem panienko…-odpowiedział jak zwykle. Po kilku minutach drzwi otworzyła niska blondynka o fiołkowych oczach, była widocznie zdenerwowana. Za nią wszedł dwumetrowy barczysty mężczyzna o szarych włosach i niebieskich oczach ukrytych pod okularami. Oboje ubrania byli w mundury. Loki miał czarną koszule oraz spodnie i marynarkę tego samego koloru. Dla kontrastu miał założony biały krawat.
Sue była ubrana niemal tak samo z jedną małą różnicą, zamiast spodni miała czarną przylegającą spódnice do kolan.
-Tak pani?- zapytała lekko speszona
-Loki, Sue co powiecie na misję?- zapytałam z wielkim uśmiechem na twarzy
-Bardzo chętnie…-Odpowiedział jak zwykle uśmiechnięty Loki. Cóż, można mu pozazdrościć optymizmu. Jest ranny uśmiecha się. Przed chwilą omal nie zginął- uśmiecha się. Ktoś się na niego drze z wielką pasją- a on nadal się uśmiecha. Czasami to zaczyna być irytujące i dziwne, ale lepsze to niż być wiecznie smutnym i widzieć tylko czarne scenariusze… -Skoro tak odnajdziecie te dziewczyny i będziecie ich pilnować, w razie problemu przyprowadźcie je do mnie… Zrozumiano?- zapytałam już bardziej oficjalnie pokazując im hologramy dziewczyn.-Tak, sir!- odpowiedział i zasalutował mi
-To dobrze a teraz idźcie… I pamiętajcie, macie na siebie uważać!- powiedziałam grożąc im palcem
-Dobrze panienko…-powiedziała nieśmiało Sue przypominając mi o swojej obecności. Wyszli zostawiając mnie w biurze samą. Ja też muszę się czymś zająć!- pomyślałam wstając z fotela.
*** *** ***
Szłam po krętych korytarzach ciągnących się dokładnie pod ¼ miasta. Znajdowało się tu kilka wyjść, wszystkie były z zewnątrz nie do wykrycia. Mój ojciec prowadził Biuro Detektywistyczne, co prawda była to tylko przykrywka dla naszej rodzinnej działalności, ale ukryte tam było jedno z częściej używanych wyjść. Część moich podwładnych była oficjalnie zatrudniona tam, a dla pozorów przyjmowaliśmy zlecenia i często współpracowaliśmy z policją. Kiedyś GAA również zdarzyło się z nimi współpracować, ale taka sytuacja zaszła tylko raz. Wtedy wróg był potężny, więc mój dziadek, który wówczas rządził firmą nie miał większego wyboru. Jestem pewna, że teraz nie będzie takiej potrzeby, jesteśmy silniejsi i mamy najnowocześniejszą broń, część to moje wynalazki… Nagle dostrzegłam właz, szybko otworzyłam go i po chwili byłam już w dobrze oświetlonym pokoju o beżowych ścianach i licznych obrazach przedstawiających przeróżne pejzaże. Panowała tu radosna atmosfera, za moimi drzwiami słyszałam gwar rozmów. Gwałtownie je otworzyłam i weszłam do pomieszczenia. -Wychodzę.- rzuciłam nawet nie patrząc na osoby mające dyżur w biurze. Po chwili byłam już przed budynkiem. Był tutaj plac zabaw. Kiedyś chodziłam tu z tatą i bawiliśmy się cały dzień, ale mój ojciec zginął, a plac teraz jest opustoszały. To smutne patrzeć na coś co było ci tak bliskie wiedząc, że dawne czasy już nigdy nie wrócą… Mniejsza z tym nie można żyć przeszłością, bo teraźniejszość straci cały urok i sens.
-A gdzie cześć, dawno was nie widziałam?- usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos. To był Dante.
-Nie mam czasu, żegnajcie!- odwróciłam się i im pomachałam, po czym jak najszybciej wyszłam. Spojrzałam na niebo, zaczęło się ściemniać. Czas wracać do domu. Droga do mojego kąta na ziemi prowadziła przez las. Nie jestem odludkiem, ale wolałam zostać w mieszkaniu w którym się wychowałam. Zrobiło się już całkiem ciemno, niebo pokryło się błyszczącymi gwiazdami. Gwiazdy wskazują nam drogę, którą powinniśmy iść, ten który nie widzi ich blasku zginie, tak przynajmniej mówił mój ojciec. Zorientowałam się, że od dłuższego czasu stoję w miejscu. Rozejrzałam dookoła. Nocą ten las był piękny. Na korony drzew padało delikatne światło, a w kałużach znajdujących się w nie wielkich odstępach odbijała się tafla księżyca. Liście, które leżały na ziemi teraz wirowały w powietrzu. Drzewa szumiały trochę złowieszczo a sowa pohukująca co jakiś czas dodawała temu wszystkiemu uroku… Po chwili stałam już pod swoim domem.

2 komentarze:

  1. Strasznie mi się podoba! Twoje rysunki są świetne!
    Piszesz bosko *.* i pewnie dlatego nominowałam cię do Liebster Award ;) szczegóły u mnie, w zakładce Newsy

    OdpowiedzUsuń