Rozdział 1
~~Alex~~
Siedziałam oparta o ścianę. Byłam wpatrzona w przestrzeń, głuchą przestrzeń. Nasłuchiwałam wszystkich odgłosów. Na korytarzu było potwornie cicho. Nikogo prócz mnie jeszcze nie było, więc to rozumiałam, lecz także po chwili zgasły wszystkie światła.
Nastała ciemność, choć wiedziałam, że zapewne gdzieś w okolicy okien jest jaśniej, ale ja nie miałam nawet zamiaru gdziekolwiek iść. Myślałam tylko o tym, że jestem ofiarą losu.
Na każdym kroku spotykam twarze, które patrzą na mnie z wrogością. Spoglądają na mnie spode łba nie wiedząc, że taka istota jak ja też ma uczucia. Myślą, iż są najlepsi. Sądzą, że mają prawo rządzić innymi, lecz ja się im sprzeciwiam. Gdy ktokolwiek mi rozkazuje ignoruję to, zawsze po tym dostaję od nich nauczkę. Jestem dla nich pomiotem, zabawką, której uczuciami można się bawić, a potem wyrzucić ją w kąt bezbronną i okaleczoną, z wyrwą w sercu. Tak się czuję, ludzie tego nie widzą bo spostrzegają to co chcą spostrzegać, a nie spotykają na swych oczach innych, którzy cierpią. W ich życiu istnieje tylko radość z robienia komuś krzywdy, radość za czyjąś rozpacz, radość za wszelki smutek. Oni są jak zimne kamienie, twarde i nie do pokonania. Przy nich jesteśmy szmacianymi lalkami do kopania i przezywania. W ich oczach jesteśmy nikim. Całe moje życie było jak jakiś kiepski film, w którym zwykła dziewczyna ma cały świat do przejścia i zniszczenia tego co robi jej krzywdę, lecz gdy postawi zły krok to bum i stajesz się samotnikiem, boisz się świata, boisz się ludzi. Tracisz to co kochałeś, tracisz to co dla ciebie najważniejsze.
W moim życiu wszystko działo się nie po kolei. Matka umarła, gdy miałam sześć lat, ojciec zostawił mnie babci, a babcia odeszła parę miesięcy po. Od tamtej pory jestem sama, sama niczym palec. Nikt mnie nie przytuli, nikt mnie nie kocha, a po pierwsze nie wspomoże w lekcjach, czy sprawach uczuciowych. Nie znam ciepła rodzinnego domu, czy zapachu maminych perfum. To wszystko mi odebrano. Czemu to akurat przydarzyło się mnie? - często pytam się siebie. Nie znam na to odpowiedzi. Teraz mieszkam u jednej ciotki, a mianowicie Eleonory, która jest bardzo zamożna, lecz u niej nie czuję się bezpiecznie. Ciocia rzadko kiedy bywa w domu, więc żyję sama w jej wielkiej posiadłości. Ta kobieta tygodniowo daje mi bardzo dużo pieniędzy na ubrania, jedzenie, kosmetyki ogólnie na wszystko co mi potrzebne, ale co mi dają pieniądze? Miłość? Nie, ona tylko robi wszystko abym była szczęśliwa, ale niestety nie udaje się jej to...
Raptem na korytarzu zapaliło się światło. Przed moimi oczami widziałam różnokolorowe smugi po szoku, który doznał mój zmysł. Teraz panowała tu jasność. Zamknęłam oczy i cicho westchnęłam. Nie czułam nic prócz tęsknoty, tęsknoty za rodziną, prawdziwą rodziną.
Marzyłam żeby przyszła już Patricia, która była moją przyjaciółką i wiecznie mnie wspierała. Mówiłam jej wszystko, a ona mi, choć czasem stawała się potwornie tajemnicza i widziałam, że nie ma ochoty aby wyjawiać jakiś wątek. Nigdy nie naciskałam na nią, a nawet nie miałam zamiaru, ponieważ wiedziałam, że będzie się źle czuła, gdy zapytam o coś o czym nie powinnam wiedzieć.
Usłyszałam jakieś kroki dobiegające z lewej. Podniosłam szybko powieki i spojrzałam się w tamtą stronę. Ujrzałam tam moją małą, blond - włosą przyjaciółkę, której błękitne oczy iskrzyły się zafascynowane. Pati była chudą piętnastolatką, na którą jak się spojrzy to się pomyśli, że anorektyczka, lecz ona nią nie jest. Ta dziewczyna dzień w dzień wżera słodycze i kanapki! Nikt kto o tym wie zbytnio w to nie wierzy, lecz ja tak bo widziałam jak ona to robi. Pozory mylą. Proste włosy dosięgały jej do ramion. Dziś miała na sobie mundurek szkolny, który zawierał granatową spódniczkę do kolan, białą koszulę, jasne podkolanówki i czarne lakierki, a na szyi zawiesiła wisiorek przyjaźni ze smokiem. Ja też taki miałam. Mundurków szkolnych było parę kroi, a każdy z nich inny i na każdy dzień w tygodniu, ale tylko w piątek było można przyjść ubranym w swobodne ciuchy.
Patricia rzuciła torbę obok mnie i padła na podłogę sapiąc. Spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy. Ona zawsze była taka zadowolona z życia i dumna z tego, że jest jaka jest. Za tą ją uwielbiam. Pewna siebie, szalona, zabawna, przyjazna i aż za bardzo odważna. Czasami zachowuje się jak ninja co pewne ma przez naukę karate i aikido.
- Cześć, Alex. Czyżby znowu rozmyślasz o przykrych sprawach? - spytała mnie wesołym tonem.
Patrzyłam jej w oczy. Ona zawsze wiedziała, że coś jest nie tak i rozumiała to.
- A jak myślisz? - odpowiedziałam pytaniem. - O niczym innym nie potrafię myśleć, ponieważ ciągle napotykam na swojej drodze to czego nie pragnę.
Pati zmrużyła oczy i raptownie wybuchła śmiechem. W tym śmiechu była krztyna goryczy. No cóż moją przyjaciółkę śmieszyło wszystko o czym mówiłam, ponieważ właśnie w taki sposób przekazywała, że mnie rozumie. Przemieniała słabość w żart. Czasami sądzę, iż moja bratnia dusza nią nie jest i że strasznie się różnimy, a nawet zbyt bardzo. Jesteśmy jak dwie krople wody, lecz inne. Tak już jest i tak będzie do końca. Wiem, że to jest dziwne i niezrozumiałe, że się rozumiemy i szanujemy nawzajem. Czasem wydawało się to grą w oczach innych, ale my wiemy o co chodzi.
- Myślę, iż moja zrozpaczona przyjaciółka powinna pójść na miasto i porozmawiać z ludźmi! Alex ty - wskazała na mnie palcem. - musisz się uśmiechać! Wiesz, że uśmiech i śmiech równa się dłuższe życie? Wiesz?! Jeśli tak to korzystaj z tego!
Pokręciłam przecząco głową. Nie chciałam się uśmiechać, śmiać i żyć długo bo na co mi to? Lepsza byłaby śmierć, a potem drugie życie, które zapewne byłoby tysiąc razy lepsze od tego, które trwa teraz.
Moja przyjaciółka mówiła coś jeszcze, ale ja byłam wptrzona tylko w sufit. Moje myśli były puste, aż w nich szumiało. Przetwarzałam sobie wszystko co w moim życiu się wydarzyło, co było piękne, a co niczym diabelskie wrota. Na mojej twarzy od dawna nie zagościł uśmiech powiem, iż zapomniałam o tym jak się go stwarza i jakimi mięśniami trzeba się posłużyć.
Jestem tylko strzępkiem człowieka.
Moje serce wali niczym młot, gdy rozmawiam z kimś nieznajomym. Delikatna, zbyt delikatna i potargana przez życie. Ni piękna, ni brzydka. Zwyczajna, lecz inna. Samotna i smutna oraz gorzka jak zielona herbata, ale zdorwa umysłowo. W każdy dzień i każdą noc zbyt wiele wylewam łez, za wiele myślę o przeszłości. Tylko czemu taka jestem? Tylko czemu mój świat stoi do góry nogami od tylu lat? Już nie wierzę w to, że mój los może się zmienić. Nie ufam temu co będzie jutro.
Na korytarzu było już sporo uczniów, a po chwili rozległ się donośny dźwięk dzwonka szkolnego. W uszach słyszałam rozmowy moich kolegów i koleżanek z klasy. Spojrzałam na nich tylko ulotnie i podniosłam się z podłogi. Patricia rozmawiała z jakąś dziewczyną, której kręcone włosy okalały miłą twarzyczkę. Nie znałam jej. Wzrok towarzyszki mojej przyjaciółki padł na mnie. Osóbka uśmiechnęła się łagodnie, a jej oczy zaczęły iskrzyć pogodnie. Widać było, iż ta dziewczyna jest miła i towarzyska, lecz w jej twarzy było coś tajemniczego i ostrzegawczego. Nie podobało mi się to. Pati odwróciła się i podążyła w moją stronę wraz z koleżanką.
- Chciałam ci przedstawić moją partnerkę karate, Madeline. Alex to Madeline, Madeline to Alex - przedstawiła nam sobie.
Madeline podała mi rękę. Chwyciłam ją. Była zimna niczym lód, a jej skóra nieprzyjemnie ocierała się o moją. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i wyjęła dłoń z mojej. Zarzuciła włosami do tyłu i powiedziała coś na ucho mojej przyjaciółce, która pokiwała prawie niewidocznie. Po chwili nowo przybyła odeszła od nas. Spojrzałam na Patricię z wyrazem szacunku. Coś tu nie grało.
Potem zaczęły się lekcje, które jak zawsze były nudne i ja jak to ja prawie zasypiałam, choć bardzo zmuszałam się do tego aby być trzeźwa umysłowo. Co jakiś czas nauczyciel pytał się mnie o coś, a ja odpowiadałam na to szybko i dobrze. Nie wiem czemu, ale po każdej lekcji do mojego mózgu wpływały wszystkie ważne informacje, które padły podczas tych czterdziestu pięciu minut. Pamiętałam każdy szczegół nawet najmniejszy! To było tak jakbym miała fotograficzną pamięć. Nauczyciele sądzili, iż nawet nie muszę słuchać, gdy coś mówią ja muszę tylko słuchać, ponieważ jednym uchem wlatuje i pozostaje tam, na zawsze. Po pięciu godzinach w szkole wraz z Patricią szybko wyparowałyśmy z budynku i poszłyśmy do domu.
Nastała ciemność, choć wiedziałam, że zapewne gdzieś w okolicy okien jest jaśniej, ale ja nie miałam nawet zamiaru gdziekolwiek iść. Myślałam tylko o tym, że jestem ofiarą losu.
Na każdym kroku spotykam twarze, które patrzą na mnie z wrogością. Spoglądają na mnie spode łba nie wiedząc, że taka istota jak ja też ma uczucia. Myślą, iż są najlepsi. Sądzą, że mają prawo rządzić innymi, lecz ja się im sprzeciwiam. Gdy ktokolwiek mi rozkazuje ignoruję to, zawsze po tym dostaję od nich nauczkę. Jestem dla nich pomiotem, zabawką, której uczuciami można się bawić, a potem wyrzucić ją w kąt bezbronną i okaleczoną, z wyrwą w sercu. Tak się czuję, ludzie tego nie widzą bo spostrzegają to co chcą spostrzegać, a nie spotykają na swych oczach innych, którzy cierpią. W ich życiu istnieje tylko radość z robienia komuś krzywdy, radość za czyjąś rozpacz, radość za wszelki smutek. Oni są jak zimne kamienie, twarde i nie do pokonania. Przy nich jesteśmy szmacianymi lalkami do kopania i przezywania. W ich oczach jesteśmy nikim. Całe moje życie było jak jakiś kiepski film, w którym zwykła dziewczyna ma cały świat do przejścia i zniszczenia tego co robi jej krzywdę, lecz gdy postawi zły krok to bum i stajesz się samotnikiem, boisz się świata, boisz się ludzi. Tracisz to co kochałeś, tracisz to co dla ciebie najważniejsze.
W moim życiu wszystko działo się nie po kolei. Matka umarła, gdy miałam sześć lat, ojciec zostawił mnie babci, a babcia odeszła parę miesięcy po. Od tamtej pory jestem sama, sama niczym palec. Nikt mnie nie przytuli, nikt mnie nie kocha, a po pierwsze nie wspomoże w lekcjach, czy sprawach uczuciowych. Nie znam ciepła rodzinnego domu, czy zapachu maminych perfum. To wszystko mi odebrano. Czemu to akurat przydarzyło się mnie? - często pytam się siebie. Nie znam na to odpowiedzi. Teraz mieszkam u jednej ciotki, a mianowicie Eleonory, która jest bardzo zamożna, lecz u niej nie czuję się bezpiecznie. Ciocia rzadko kiedy bywa w domu, więc żyję sama w jej wielkiej posiadłości. Ta kobieta tygodniowo daje mi bardzo dużo pieniędzy na ubrania, jedzenie, kosmetyki ogólnie na wszystko co mi potrzebne, ale co mi dają pieniądze? Miłość? Nie, ona tylko robi wszystko abym była szczęśliwa, ale niestety nie udaje się jej to...
Raptem na korytarzu zapaliło się światło. Przed moimi oczami widziałam różnokolorowe smugi po szoku, który doznał mój zmysł. Teraz panowała tu jasność. Zamknęłam oczy i cicho westchnęłam. Nie czułam nic prócz tęsknoty, tęsknoty za rodziną, prawdziwą rodziną.
Marzyłam żeby przyszła już Patricia, która była moją przyjaciółką i wiecznie mnie wspierała. Mówiłam jej wszystko, a ona mi, choć czasem stawała się potwornie tajemnicza i widziałam, że nie ma ochoty aby wyjawiać jakiś wątek. Nigdy nie naciskałam na nią, a nawet nie miałam zamiaru, ponieważ wiedziałam, że będzie się źle czuła, gdy zapytam o coś o czym nie powinnam wiedzieć.
Usłyszałam jakieś kroki dobiegające z lewej. Podniosłam szybko powieki i spojrzałam się w tamtą stronę. Ujrzałam tam moją małą, blond - włosą przyjaciółkę, której błękitne oczy iskrzyły się zafascynowane. Pati była chudą piętnastolatką, na którą jak się spojrzy to się pomyśli, że anorektyczka, lecz ona nią nie jest. Ta dziewczyna dzień w dzień wżera słodycze i kanapki! Nikt kto o tym wie zbytnio w to nie wierzy, lecz ja tak bo widziałam jak ona to robi. Pozory mylą. Proste włosy dosięgały jej do ramion. Dziś miała na sobie mundurek szkolny, który zawierał granatową spódniczkę do kolan, białą koszulę, jasne podkolanówki i czarne lakierki, a na szyi zawiesiła wisiorek przyjaźni ze smokiem. Ja też taki miałam. Mundurków szkolnych było parę kroi, a każdy z nich inny i na każdy dzień w tygodniu, ale tylko w piątek było można przyjść ubranym w swobodne ciuchy.
Patricia rzuciła torbę obok mnie i padła na podłogę sapiąc. Spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy. Ona zawsze była taka zadowolona z życia i dumna z tego, że jest jaka jest. Za tą ją uwielbiam. Pewna siebie, szalona, zabawna, przyjazna i aż za bardzo odważna. Czasami zachowuje się jak ninja co pewne ma przez naukę karate i aikido.
- Cześć, Alex. Czyżby znowu rozmyślasz o przykrych sprawach? - spytała mnie wesołym tonem.
Patrzyłam jej w oczy. Ona zawsze wiedziała, że coś jest nie tak i rozumiała to.
- A jak myślisz? - odpowiedziałam pytaniem. - O niczym innym nie potrafię myśleć, ponieważ ciągle napotykam na swojej drodze to czego nie pragnę.
Pati zmrużyła oczy i raptownie wybuchła śmiechem. W tym śmiechu była krztyna goryczy. No cóż moją przyjaciółkę śmieszyło wszystko o czym mówiłam, ponieważ właśnie w taki sposób przekazywała, że mnie rozumie. Przemieniała słabość w żart. Czasami sądzę, iż moja bratnia dusza nią nie jest i że strasznie się różnimy, a nawet zbyt bardzo. Jesteśmy jak dwie krople wody, lecz inne. Tak już jest i tak będzie do końca. Wiem, że to jest dziwne i niezrozumiałe, że się rozumiemy i szanujemy nawzajem. Czasem wydawało się to grą w oczach innych, ale my wiemy o co chodzi.
- Myślę, iż moja zrozpaczona przyjaciółka powinna pójść na miasto i porozmawiać z ludźmi! Alex ty - wskazała na mnie palcem. - musisz się uśmiechać! Wiesz, że uśmiech i śmiech równa się dłuższe życie? Wiesz?! Jeśli tak to korzystaj z tego!
Pokręciłam przecząco głową. Nie chciałam się uśmiechać, śmiać i żyć długo bo na co mi to? Lepsza byłaby śmierć, a potem drugie życie, które zapewne byłoby tysiąc razy lepsze od tego, które trwa teraz.
Moja przyjaciółka mówiła coś jeszcze, ale ja byłam wptrzona tylko w sufit. Moje myśli były puste, aż w nich szumiało. Przetwarzałam sobie wszystko co w moim życiu się wydarzyło, co było piękne, a co niczym diabelskie wrota. Na mojej twarzy od dawna nie zagościł uśmiech powiem, iż zapomniałam o tym jak się go stwarza i jakimi mięśniami trzeba się posłużyć.
Jestem tylko strzępkiem człowieka.
Moje serce wali niczym młot, gdy rozmawiam z kimś nieznajomym. Delikatna, zbyt delikatna i potargana przez życie. Ni piękna, ni brzydka. Zwyczajna, lecz inna. Samotna i smutna oraz gorzka jak zielona herbata, ale zdorwa umysłowo. W każdy dzień i każdą noc zbyt wiele wylewam łez, za wiele myślę o przeszłości. Tylko czemu taka jestem? Tylko czemu mój świat stoi do góry nogami od tylu lat? Już nie wierzę w to, że mój los może się zmienić. Nie ufam temu co będzie jutro.
Na korytarzu było już sporo uczniów, a po chwili rozległ się donośny dźwięk dzwonka szkolnego. W uszach słyszałam rozmowy moich kolegów i koleżanek z klasy. Spojrzałam na nich tylko ulotnie i podniosłam się z podłogi. Patricia rozmawiała z jakąś dziewczyną, której kręcone włosy okalały miłą twarzyczkę. Nie znałam jej. Wzrok towarzyszki mojej przyjaciółki padł na mnie. Osóbka uśmiechnęła się łagodnie, a jej oczy zaczęły iskrzyć pogodnie. Widać było, iż ta dziewczyna jest miła i towarzyska, lecz w jej twarzy było coś tajemniczego i ostrzegawczego. Nie podobało mi się to. Pati odwróciła się i podążyła w moją stronę wraz z koleżanką.
- Chciałam ci przedstawić moją partnerkę karate, Madeline. Alex to Madeline, Madeline to Alex - przedstawiła nam sobie.
Madeline podała mi rękę. Chwyciłam ją. Była zimna niczym lód, a jej skóra nieprzyjemnie ocierała się o moją. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i wyjęła dłoń z mojej. Zarzuciła włosami do tyłu i powiedziała coś na ucho mojej przyjaciółce, która pokiwała prawie niewidocznie. Po chwili nowo przybyła odeszła od nas. Spojrzałam na Patricię z wyrazem szacunku. Coś tu nie grało.
Potem zaczęły się lekcje, które jak zawsze były nudne i ja jak to ja prawie zasypiałam, choć bardzo zmuszałam się do tego aby być trzeźwa umysłowo. Co jakiś czas nauczyciel pytał się mnie o coś, a ja odpowiadałam na to szybko i dobrze. Nie wiem czemu, ale po każdej lekcji do mojego mózgu wpływały wszystkie ważne informacje, które padły podczas tych czterdziestu pięciu minut. Pamiętałam każdy szczegół nawet najmniejszy! To było tak jakbym miała fotograficzną pamięć. Nauczyciele sądzili, iż nawet nie muszę słuchać, gdy coś mówią ja muszę tylko słuchać, ponieważ jednym uchem wlatuje i pozostaje tam, na zawsze. Po pięciu godzinach w szkole wraz z Patricią szybko wyparowałyśmy z budynku i poszłyśmy do domu.
Weszłam do swojego pokoju. Był mały, ale zawsze panował w nim ład i porządek. Moja ciotka zawsze starała się zapewnić mi wszystko, ale mimo to nie panował tam przepych. Był raczej... skromny. Pokój powinien być naszym kontem na ziemi, naszym azylem, ale ja za swoim zbytnio nie przepadałam. Fioletowe ściany przytłaczały mnie i definitywnie stwarzały pozory, że pokój jest jeszcze mniejszy. Moja przyjaciółka co prawda twierdziła, że jest tu przytulnie, ale ja czułam się, jakbym była zamknięta w katakumbach. Często, wręcz uciekałam z niego na taras. On był piękny... Barierki były porośnięte dzikim bluszczem, gdzieniegdzie były widoczne herbaciane róże. Ich zapach uspokajał mnie, dawał mi ukojenie. Z mojego prywatnego Tajemniczego Ogrodu rozchodził się widok na pobliski park. Było to przeciwieństwo, mojego ciasnego, ciemnego pokoju. Tu było jasno i ciepło. Za każdym razem kiedy tu jestem mam wrażenie, że promienie słońca muskają mnie delikatnie a szumiące drzewa szepczą moje imię, tam jestem niczym wolny ptak... Niestety zawsze muszę wrócić do klatki... - z tą myślą rzuciłam się na łóżko. Kątem oka zerknęłam na biurko znajdujące się naprzeciw mnie... leżało tam coś, co na pewno nie było moje.
Zainteresowana wstałam i szybko podeszłam do dziwnego przedmiotu.
Był to raczej ozdobny kuferek, sprawiający wrażenie bardzo starego. Na wieczku znajdowała się płaskorzeźba dwóch skrzyżowanych ze sobą ostrzy całość tworzyła dość dziwną kompozycję. Zniecierpliwiona szybko otworzyłam pudełko... W środku znajdowała się mała, ozdobna karteczka zwinięta w rulonik, owinięta czerwoną wstążeczką. Rozwinęłam go. Na płótnie było zapisane pięknym pismem parę słów, a mianowicie: "Strzeż się Cave ne Africanus, to one zwiodą cię na złą ścieżkę". Pomyślałam, że zapewne ktoś robi sobie ze mnie żarty, więc schowałam karteczkę i wyszłam na taras. Oparłam się o framugę i zaczęłam patrzeć w niebo, na którym kłębiły się burzowe chmury. Jeżeli te ostrzeżenie nie jest podłym psikusem to nie obchodzi mnie czego mam się bać i uciekać od tego. Nie rozumiem znaczenia tych słów. Nie rozumiem. Jedno jest ciekawe - kto mi to podstawił? Najpierw winowajca musiałby wejść na teren posiadłości, a przede wszystkim znać kod, który trzeba było wpisać aby wejść. Nikt prócz mnie i ciotki go nie znał, a gdy ktoś nieproszony wkraczał tutaj zawsze włączał się alarm, więc to nie mógł być ktoś z zewnątrz. Ktoś musiałby przełamać kod albo znaleźć sposób jak dostać się tu inaczej lub wrzucić, ale tak idealnie podrzucony przedmiot by nie wylądował, a po drugie rozpadłby się. Jeszcze jedno mnie zastanawia - herb - dwa skrzyżowane ostrza, które przypominały mi filmy, w których zabijano masowo ludzi. Czy to zły znak?
Raptem nad moją głową przeleciał kruk, którego skrzydła błyszczały się czernią. Ptak przysiadł na barierce i zaczął mi się przyglądać lekko przekrzywiając łepek. Wydał z siebie skrzeczący dźwięk i po chwili wzleciał się w powietrze i ze świstem zasiadł na moim ramieniu. To było dość dziwne. Dziki ptak, który właśnie usiadł sobie na mnie. Jego pazury wczepiły się w moją białą koszulę. Zwierzę wtuliło swoją małą główkę w moje włosy. Jakby był wychowany przez człowieka. Taki przyjazny. Pogładziłam go dłonią na co on tylko zadowolony wyciągnął szyję aby podrapać go tam. Ta mała istotka wleciała do mnie do pokoju przez uchylone drzwi. Kruk zasiadł na lampie i patrzył się na mnie swymi mrocznymi oczkami, które iskrzyły się. Raptownie zrobiłam się senna, więc postanowiłam się przespać zostawiając czarnego ptaka w spokoju i tak zrobiłam.
Zainteresowana wstałam i szybko podeszłam do dziwnego przedmiotu.
Był to raczej ozdobny kuferek, sprawiający wrażenie bardzo starego. Na wieczku znajdowała się płaskorzeźba dwóch skrzyżowanych ze sobą ostrzy całość tworzyła dość dziwną kompozycję. Zniecierpliwiona szybko otworzyłam pudełko... W środku znajdowała się mała, ozdobna karteczka zwinięta w rulonik, owinięta czerwoną wstążeczką. Rozwinęłam go. Na płótnie było zapisane pięknym pismem parę słów, a mianowicie: "Strzeż się Cave ne Africanus, to one zwiodą cię na złą ścieżkę". Pomyślałam, że zapewne ktoś robi sobie ze mnie żarty, więc schowałam karteczkę i wyszłam na taras. Oparłam się o framugę i zaczęłam patrzeć w niebo, na którym kłębiły się burzowe chmury. Jeżeli te ostrzeżenie nie jest podłym psikusem to nie obchodzi mnie czego mam się bać i uciekać od tego. Nie rozumiem znaczenia tych słów. Nie rozumiem. Jedno jest ciekawe - kto mi to podstawił? Najpierw winowajca musiałby wejść na teren posiadłości, a przede wszystkim znać kod, który trzeba było wpisać aby wejść. Nikt prócz mnie i ciotki go nie znał, a gdy ktoś nieproszony wkraczał tutaj zawsze włączał się alarm, więc to nie mógł być ktoś z zewnątrz. Ktoś musiałby przełamać kod albo znaleźć sposób jak dostać się tu inaczej lub wrzucić, ale tak idealnie podrzucony przedmiot by nie wylądował, a po drugie rozpadłby się. Jeszcze jedno mnie zastanawia - herb - dwa skrzyżowane ostrza, które przypominały mi filmy, w których zabijano masowo ludzi. Czy to zły znak?
Raptem nad moją głową przeleciał kruk, którego skrzydła błyszczały się czernią. Ptak przysiadł na barierce i zaczął mi się przyglądać lekko przekrzywiając łepek. Wydał z siebie skrzeczący dźwięk i po chwili wzleciał się w powietrze i ze świstem zasiadł na moim ramieniu. To było dość dziwne. Dziki ptak, który właśnie usiadł sobie na mnie. Jego pazury wczepiły się w moją białą koszulę. Zwierzę wtuliło swoją małą główkę w moje włosy. Jakby był wychowany przez człowieka. Taki przyjazny. Pogładziłam go dłonią na co on tylko zadowolony wyciągnął szyję aby podrapać go tam. Ta mała istotka wleciała do mnie do pokoju przez uchylone drzwi. Kruk zasiadł na lampie i patrzył się na mnie swymi mrocznymi oczkami, które iskrzyły się. Raptownie zrobiłam się senna, więc postanowiłam się przespać zostawiając czarnego ptaka w spokoju i tak zrobiłam.
Świetny rozdział. Pięknie piszesz/ecie. Treść jest bezbłędna i bardzo uczuciowa. Podoba mi się. Będę zerkać. Powodzenia. Jeśli będziesz miała wolny czas, to zapraszam, także na mojego bloga z opowiadaniem: duszewemgle.blogspot.com.
OdpowiedzUsuń